Według wielu praca baristy, jako
„ręki” wśród 4M (wł. mano - ręka), ogranicza się do klepania w przyciski i
machania dzbankiem, aby – dzięki tej żonglerce – zrobić
wrażenie na gościach.
Od dawna staram się tłumaczyć
ludziom, że barista jest centralną częścią systemu espresso –
jest mózgiem operacji pt. „kawa”...
Zaczyna się oczywiście od klepania.
Odepnij, wybij, wyczyść, zmiel, przyciśnij, zapnij, sięgnij.
Lista czynności jest niekrótka, ale każda z nich ma swój wyraźny, zdefiniowany cel. No dobrze, wiele osób opanowawszy dobrze schemat działania przy ekspresie,
będzie już u końca swojej kawowej podróży. Dobre i to: w
dogodnych warunkach, przy znanym sobie sprzęcie, taka osoba
przygotuje przyzwoite kawy według receptur, które się jej pokaże.
Ale czy nazwiemy kierowcą osobę, która potrafi tylko na sucho przekładać
biegi i kręcić kierownicą? Dlatego właśnie słowo „barista”,
nawet nie zadomowione jeszcze w polszczyźnie, zdewaluowane przez
sieciowe kawiarnie, które nazywają tak każdą osobę klepiącą w
przyciski, straciło swój początkowy prestiż i blask. Czego
jeszcze potrzeba bariście, by naprawdę baristą był?
Według mnie następnym etapem w nauce
jest ten, kiedy człowiek uświadamia sobie różnice: najpierw
między espresso z przemiału x a espresso z przemiału y; następnie
między młynkami, ekspresami, dyszami, kawami (mieszankami). To już
sporo wiedzy. Należałoby wiedzieć, czym się różnią od siebie
Faema i La Marzocco, Brasilia i Dalla Corte. Po co? By pracując na
co dzień ze swoim sprzętem, móc lepiej się z nim obchodzić,
dostosowywać jego pracę do warunków, jakie panują na zewnątrz.
By ustawić młynek porządnie – na swoje własne wyczucie. By
zrozumieć, na co może liczyć ze strony kawy i sprzętu, jaki ma
do dyspozycji. Z pewnością na tym etapie trzeba już wypić morze
kawy: dobrej i złej, swojej i cudzej. Trzeba o tejże kawie co nieco
się dowiedzieć: skąd pochodzi? jak była uprawiana? jak obrabiana?
czy ktoś sprawdził, jakiej jest jakości? w jaki sposób ją
wypalił? czy to dobrze, czy źle? Dopiero na tym etapie można zrobić porządną kawę: powtarzalną filiżanka za filiżanką, dzień za dniem.
Czyli – teraz mamy etap, na którym
umiemy poruszać się samochodem w normalnym ruchu miejskim: nie
zawsze pogoda jest idealna, nie zawsze auto jest nam w stu procentach
przyjazne, ale my potrafimy reagować na to, co się dzieje i
dojedziemy do celu.
Gdyby jednak moja praca jako trenera
miała za sobą tylko te dwa elementy, z pewnością nie zostałabym
z kawą i herbatą na dłużej. Gdybym uczyła tylko klepania i radzenia sobie w normalnym ruchu,
szybko by mnie ta praca znudziła. Ludzie wprawdzie różni, różne
kawy, ekspresy i młynki, różne receptury i charakterystyczne
problemy lokali, które odwiedzam. Ale obracałabym się tylko w
zakresie przyciskologii.
Kawy i herbaty kryją w sobie piękno,
które nie polega tylko na zmysłowej przyjemności z ich picia.
Jasne, to ważna część, bez niej pewnie nikt z nas nie zajmowałby
się tymi produktami.
Kilka lat temu zafascynowało mnie, że
nad filiżanką można się zatrzymać na chwilę w ciągu dnia. Ta
chwila, gdy nie musimy nigdzie indziej być i o niczym myśleć,
jest wyjątkowa i charakterystyczna dla małych przyjemności.
Zauważyłam, że tak piją kawę Włosi: często nie wymieniają
uwag, nie gawędzą z baristą, tylko patrzą w dal i po wypitym
naparstku kawy pędzą dalej. Na naszej stronie internetowej widnieje
cytat „Herbatę się pija, by zapomnieć o hałasie świata”.
Myślę, że dokładnie to robią Włosi przez te trzydzieści sekund
przy kontuarze: zapominają o hałasie świata.
Dlatego nie zaczęłam pić kawy w domu
(bo dom sam w sobie to zatrzymanie), dlatego rozdzielam „służbowe
picie kawy” od „prywatnego picia kawy”. „Służbowe” też
bywa przyjemne – ale nie bywa chwilą ciszy.
Ale jest jeszcze kolejne dno. Jesteś baristą: ostatnim ogniwkiem w
długim łańcuchu producentów kawy: produkuje plantator, ale też
zbieracz kawy, pracownicy plantacji, a później wypalacz i
pracownicy palarni. Każdy z nich ma dużą wiedzę, doświadczenie,
a niektórzy są dziedzicami wielopokoleniowej tradycji. Możemy się
śmiać, że to pretensjonalne, ale właściwie tylko od nas zależy
(przy tym ekspresie, przy tym młynku i z tamperem w ręku), czy ich
praca zostanie doceniona, czy pójdzie na marne. Wspaniale się
składa, że zarówno kawa, jak i herbata, które mamy w ofercie, nie
są przemysłowymi produktami wielkich fabryk, lecz konkretnych ludzi
(czy ma znaczenie, czy nazwiemy ich artystami czy rzemieślnikami?)
Wiele osób, by podkreślić społeczne
znaczenie, angażuje się w rozmaite ruchy (np. Fair Trade). Nigdy
nie lubiłam przynależeć i oblepiać się etykietkami, ale tym, co
można – i należy! - zrobić, jest docenianie pracy wielu ludzi,
którzy złożyli się na tę kupkę kawy, którą masz właśnie w
sitku portafiltra i po prostu zrobienie jej dobrze.
Do przyciskologii należy więc
dołączyć świadomość tego, co się robi: na poziomie płytkim
(wiedzieć, po co dokładnie poziomuje się kawę w sitku, itp.) i na
poziomach głębszych (świadomość kulturowa, społeczna, itd.) i szacunek.
Myślę, że to ważne – nie tylko w pracy baristy, ale w każdej
wykonywanej czynności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz coś, podziel się opinią!