poniedziałek, 2 września 2013

Rzeczy najpierwsze - cz. 1

Uff, przez cały sierpień nie napisałam tu absolutnie nic! Jeżeli śledzicie nasz facebook, wiecie, że mnóstwo się działo, mnóstwo ludzi na festiwalu Transatlantyk było zachwyconych Goppionem JBM (trudno się im dziwić), ale autorka niniejszego bloga pojechała również na wywczas. 

Mam nadzieję, że po taaakiej przerwie powrót do Rzeczy Pierwszych wszystkim nam dobrze zrobi.
Pierwsza Rzecz Najpierwsza. Dlaczego NIE polecamy picia herbaty typu „pył w torebkach na sznureczku”. 

Torebki na sznureczku zostały wymyślone w Stanach Zjednoczonych w 1903 roku przez niejakiego Thomasa Sullivana, który klientom swojego sklepu wysyłał próbki herbaty w jedwabnych woreczkach. Już w rok później pomysł został użyty komercyjnie, obniżono też standard surowców używanych do produkcji torebek...
Jakież to liście – i jak obrabiane – są wrzucane do takich papierowych saszetek? W powszechnym mniemaniu są to „zmiotki ze statków” - pył, ale wyobraźcie sobie, że aby pory takiego papieru nie uległy zatkaniu, czyli żeby herbata tego rodzaju w ogóle była możliwa do zaparzenia, potrzebna jest specjalna technologia produkcji nazywana CTC. Jest to skrót od angielskich słów crush, tear, curl. To właśnie robi się herbacianym listkom: zgniata się je (C), rozrywa (T) i zwija (C). Oczywiście, jak możecie zobaczyć na 
filmiku, jest to metoda w stu procentach zmechanizowana. Po więdnięciu liście sieka się na kawałeczki, rozgniata i miażdży, co przyspiesza utlenianie substancji zawartych w liściach, zwija  ciasno w kuleczki, następnie suszy w wysokiej temperaturze i sortuje według trzech wielkości: BP (Broken Pekoe), Fannings i Dust. Oczywiście CTC dotyczy prawie wyłącznie czarnych herbat.



Pierwsze zmechanizowane metody produkcji herbaty mają już ponad stuletnią historię. Naśladowały one pracę, którą do tej pory wykonywano wyłącznie ręcznie. W latach ’30 XX w. w Assamie zaczęto używać osobnej technologii do obróbki herbat gorszej jakości – tak, by móc zużyć także nie najlepszej jakości liście: rosnące na niżej położonych plantacjach, dalsze na gałęzi, itp.
Herbata poddana takiej obróbce (nie zawaham się użyć słowa – agresywnej) rzeczywiście zaparza się szybko (naciąga), ale w smaku jest dość płaska i mało interesująca: głównie gorzka.
Ze względu na wolumen zamówień na dość tanią herbatę (od koncernów), prawie wszystkie kraje-producenci czarnej herbaty produkują herbatę CTC (od kilku procent udziału w produkcji na Sri Lance do ponad 90% produkcji w Indiach). W Chinach ostatnio nawet niektóre herbaty fermentowane (typu pu-erh) są tak obrabiane. W Indiach również niemal 80% produkcji na wewnętrzny rynek to CTC.  

No to – dlaczego nie polecamy takiej herbaty? Zawsze podkreślam, że w procesach obróbki kawy i herbaty chodzi o kontrolę specjalistów nad procesem, bo tylko w taki sposób jest się w stanie uczynić produkt dobrym. W CTC mamy obróbkę uproszczoną, wprawdzie równomierną, ale z pewnością nie optymalną dla liści. Po co pić taką zabarwioną wodę? Nie jest też jasne, na ile taka herbata jest zdrowa: sam proces wytwarzania herbaty jest tu przyspieszony (nie wiadomo, które związki chemiczne jak konkretnie się zachowują), te torebki nie bardzo wiadomo z czego są, nie mówiąc już o kleju/zszywkach, które są trochę odrzucające. Do mnie jednak przemawia jeszcze inny argument: ludzie nauczyli się przetwarzania herbacianych liści prawie 5 tysięcy lat temu. Powstało w tym czasie mnóstwo różnych metod, rozwiązań, a co za tym idzie – rodzajów herbaty. W przypadku CTC wrzucamy w wszystko „do jednego worka” – maszyny są wszędzie takie same, co zubaża herbaciany świat nie dając nic w zamian. Do czego chcecie się przyczyniać pijąc herbatę?


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz coś, podziel się opinią!